Andrzej Strejlau chce być na użytek rozmowy nazywany „byłym trenerem„, były prezydent „prezydentem„, były premier „premierem„, były minister „ministrem„, a mój wykładowca koniecznie „doktorem„, ponieważ „profesor” to za mało.
Potem mamy 3 prezydentów, 17 premierów i jeszcze około setki ministrów. Tylko żeby jeszcze ich urzędy były w miarę nie zhańbione rzeczywistością która sami stworzyli. A ambicja i tupet towarzyszący procesowi autotytułowania się był równoległy do osiągnięć jakimi mogą sie pochwalić.
Żal patrzeć. I pomyśleć, że ludzie nadal łykają (jakby to nazwać) tę całą „zachwianą” rzeczywistość.
Dobrze powiedziane…