Ha. Ciemno za oknem. To znak by egzystencjonalnie odejść w spoczynek na kilka godzin. Tylko po to by nowszy dzień był nie mniej wyczerpujący niż dzisiejszy. Pokręciłem się trochę po Wildzie. Jak zwykle zrobiłem to, co zwykle, gdy chce mi się jeść. Zwykle – to znaczy albo zamówić pizze, albo.. Albo podskoczyć do Sułtana. Wygrało to ostatnie. W ręku 20zł. Mokra głowa. Wyskok na 5 minut. A potem konsumpcja przez kolejny kwadrans. Dla mięsa zrobię wszystko. Wołowego.
Wczoraj po tygodniu tęsknoty i niepewności nt. tego, co było, będzie. Baaa jest teraz. Widziałem się z nią kilka razy. Pora obiadowa – taka obiadowa, że nic nie zjadłem. Nie musiałem. Czemu? Kiedy żyjesz teraźniejszością, szczęściem wydaje się, że nie trzeba jeść. Jak to mawiał Albert Einstein, koleś który jest autorytetem (w mojej głowie) – Minuta spędzona na gorącym piecu jest jak godzina, zaś godzina spędzona z piękną kobietą jest jak minuta. A wiadomo – od minuty nie jedzenia się nie umiera. Nie umarłem. Żyję pełnią życia. A może szczęścia? Kto wie… Chyba to i to. No i oczywiście wspólnie spędzony wieczór. Wino Cherry naprawdę mi posmakowało. Słodkie, bo słodkie. Takie ono jest. Nigdy za takimi nie przepadałem. Padałem… Bo jednak gdy coś dobre warto zrobić wyjątek. Odrzucić przekonania, bo czym one w końcu są? Ukształtowanymi przekonaniami? Drogą na skróty? A może schematem życia?
A na koniec dostała czekoladę. Gorzką. Mówi, że dobrze działa na mózg, gdy człowiek się uczy. Niech ma. Doskonale wiem jak ją uwielbia. Słodkości nigdy nie za wiele. W tym wypadku.
♫ Depeche Mode – Barrel Of A Gun
Ojojoj 🙂 ktoś wpadł po uszy ..
Ale się gorzko – słodko zrobiło 😉