BIO
Jestem poszukiwaczem prawdy. Spaceruję tam i z powrotem i poszukuję prawdziwej prawdy. Kontempluję życie. Fotografuję. Podróżuje. Zadaję pytania. Robię to co lubię i jestem wolnym człowiekiem.
ARCHIWUM

Wszystkie prawdy, które wam tutaj wyłożę, są bezwstydnymi kłamstwami.

We are pirates of the internet

Zauważyłem fajną zależność – im więcej przeciwników piractwa komputerowego tym większa liczba zwolenników.  Mam wrażenie że wielkie koncerny filmowe, komputerowe i muzyczne im więcej wydają dolarów na walkę z piractwem tym gorszy ich akcje odnoszą skutek. Nie dość ze promują serwisy i oprogramowanie rozpowszechniające pliki z naruszeniem praw autorskich, to zwiększają liczbę osób które popierają ideę piractwa komputerowego.

Jak by nie patrzeć idea taka jest bardzo przystępna dla zwykłego Kowalskiego. Nie dość, że pokazuje ułomność organów ścigania. To ukazuje wielką ignorancję i hipokryzję firm roszczących prawa do praw autorskich (sic!). 

Co najlepsze twórcy stron są nie lepsi – odpowiadają tą samą amunicją, robiąc swoisty rykoszet:

Na serwerze są przechowywane wyłącznie pliki torrent. To oznacza, że żadne materiały prawnie chronione nie są przez nas składowane. Z tego względu nie jest możliwe utrzymywanie, że ludzie stojący za Pirate Bay są odpowiedzialni za materiał udostępniany za pomocą trackera. Jakiekolwiek roszczenia organizacji chroniących prawa autorskie będą wyśmiane i opublikowane na stronie.

Jest to nawet zabawne. Taka fajna wymiana zdań. Dwa różne światy ścierające się na froncie „We have Money vs we have Internet”.

I co dalej? Koncerny fonograficzne walczą. Piraci sikają na sprawę (słynny nieudolny proces twórców The Pirate Bay).  Co najlepsze – te wszystkie firmy walczące o prawa autorskie przespały jeden bardzo ważny etap w dziejach Internetu – zamiast udostępniać pliki w Internecie, usuwały je i straszyły (by później w MTV krzyczeć głośno – kupujcie płyty z muzyką). Spoczęły na laurach po zniknięciu z sieci Napstera. A to był dopiero początek walki, która jest już na poziomie wojny.

Stworzono zabezpieczenia DRM, które później usunięto, bo przemysł muzyczny i filmowy zauważył, że w Internecie można zarabiać. Jednak do tej pory sprzedaż plików muzycznych, mimo że wzrasta i w ciągu 4 lat potroiła się to jest to tylko 1/5 całego przemysłu nagraniowego. Można tłamsić ludzi statystyką, ale jeżeli nadal pliki będą drogie to nikt ich nie kupi – bo kilka wyników Google dalej znajdę identyczny za 0gr.

Inną drogę w walce z piractwem wybrała organizacja IFPI które nie tyle, że straszy użytkowników Internetu odpowiedzialnością karną, to wykazuje chęć legalizacji sieci P2P, co w dłuższej perspektywie na pewno byłoby ogromnym krokiem wstecz i kolejnym cenzurowanym kanałem dystrybucji na rynku. A przecież o byciu na „niecenzurowanym” w tym wszystkim chodzi.

Ludzie chcą niezależności, prawa wyboru – jeżeli ktoś pragnie z całego serca mieć płytę CD w plastikowym boxie i kozaczyć wśród znajomych – proszę bardzo. Jeżeli ktoś chce tylko posłuchać muzyki w drodze ze szkoły, pracy, sklepu – proszę bardzo, powinien mieć wybór. Stąd też zaczynają się tworzyć swoiste grupy społeczne, w których można wyróżnić powyższe zależności.

W celu większej identyfikacji, chociażby z serwisem The Pirate Bay użytkownicy kupują specjalne koszulki i gadżety. Inni natomiast tworzą swoiste „pirackie orgiami” w kształcie piramidy. Kolejni grafikę, teledyski, plakaty, muzykę, remixy i dzwonki do komórek (sam zrobiłem) . Ruch ten przypomina mi początki „kultu iPoda”. Napawa dużym optymizmem. Już teraz jestem pewien, że to tak łatwo i szybko (jakby co niektórzy chcieli) się nie skończy…

Pirates Of The Internet

4 komentarze

  1. Pirackie origami, bo kliknąłem w pirackie orgiami i szukałem tych orgii i nie znalazłem 😉

  2. im więcej przeciwników piractwa komputerowego tym większa liczba zwolenników.

    Naturalne zjawisko, dowolna sprawa jeśli nie jest stawiana jako ważna kwestia do rozstrzygnięcia w grupie społecznej (np. wśród internautów) skupi niewielką grupkę zwolenników rozwiązania A i podobną rozwiązania B (zakładając, że sprawę da się rozwiązać dwojako, a inne możliwości nie zadowalają żadnej ze stron lub są nieliczącymi się mutacjami A lub B), zaś pozostali nie będą zainteresowaniu zgłębianiem problemu i zachowają bierność.

    Gdy kwestii zaczyna dotykać coraz większej liczby członków tejże społeczności, w tym tych, którzy do niedawna nie byli nią zainteresowani, wybierają oni jedną ze stron konfliktu. W ten sposób rosną szeregi zwolenników i przeciwników, obozu A i B.

  3. @riot o to chodziło 😛

Skomentuj.