Cała historia może być przestrogą lub materiałem szkoleniowym dla służb publicznych, które są tak ślepe i bezzasadnie, a i bez wiedzy merytorycznej, a co najgorsze, wiedzy prawnej próbują naciągać normalnych obywateli na mandaty. Taki swoisty podatek od życia w społeczeństwie.
Zapewne każdy z nas spotkał się z tym, że zatrzymała go Policja lub Straż Miejska. Otrzymał mandat. Za mniej lub bardziej błahe wykroczenie. Co jeśli jednak ni zgadzamy się z decyzją Policjanta? Nie godzimy się na brak niekompetencji, brak zrozumienia, wyrozumiałości i formalistyczne podejście w stosunku do zwykłego obywatela. A co najgorsze nie godzimy się na bezczelne wyłudzanie mandatów.
Tak policja wyłudza mandaty. Nie do uwierzenia!
Nie od dziś wiadomo, że policjanci mają do wyrobienia pewną normę mandatów. Ale żeby robić to w taki sposób to już nie mieści się w głowie. Do niedawna nie wierzyłem, że Policja jest zdolna do takich rzeczy. Puki sam, a dokładnie najbliższy członek mojej rodziny tego nie doświadczył.
Cała sprawa zaczęła się jeszcze w 2015 roku w Kaliszu, gdy moja babcia (a matka mojego ojca) ciężko zachorowała. W związku z czym ojciec udał się Przychodni Lekarskiej, do lekarza rodzinnego w celu odebrania niezbędnych recept i wykupienia leków. Zaparkował na parkingu przeznaczonym dla "klientów" przychodni. Z parkingu korzysta nie tylko on, ale większość pacjentów odwiedzających przychodnie. Także tych starszych. By dostać się do wejścia trzeba jednak przekroczyć ul. Polną. Wielu z nich skraca sobie drogę i przechodzi najbliższą drogą, czyli na wprost, nie po pasach.
Policja wiedząc doskonale o tym, regularnie staje oznakowanym (bądź coraz częściej nie) radiowozem i rozpoczyna żniwa. Nie licząc się z tym z żadnymi skrupułami. Nie interesuje ich czy jest to osoba starsza, schorowana, czy osoba zdrowa, ale skracająca sobie drogę.
W świetle prawa jest to oczywiście wykroczenie. Taryfikator takie wykroczenie wycenia na 50 PLN. I nie śmiem z przejściem nie po pasach zupełnie dyskutować. W normalnych warunkach gdy przekroczenie jezdni jest zagrożeniem nie tylko dla przechodnia, jak i pozostałych uczestników drogi – rozumiem. Ale nie rozumiem i nigdy nie zrozumiem tego, jak można bez skrupułów "łapać" osoby, które zachowują wszystkie elementy bezpieczeństwa.
Rażąca nieznajomość przepisów
Niestety Policjanci po raz kolejny wykazują się rażącą niekompetencją i brakiem znajomości przepisów na podstawie, których wystawiają mandaty za popełnione wykroczenia. Rozumiem, że "krawężnik" nie jest prawnikiem, ale jeśli jest funkcjonariuszem publicznym, który ma stać na straży porządku publicznego to powinien takie przepisy znać. A nie zna.
Prolog sprawy
Finał sprawy nie mógł być inny, jak nieprzyjęcie mandatu i skierowanie sprawy do sądu. Wówczas Policjanci zmuszeni są do sporządzenia protokołu i zebrania zeznań osoby, która rzekomo popełniła wykroczenie. Całość jest nagrywana, a wszystkie zeznania wpisywane skrupulatnie do protokołu.
W oczekiwaniu na sprawę…
Po kilku tygodniach pojawia się pod domem, na składaku Pani z Inspostu. Informuje, że ma przesyłkę sądową. Wyłącznie do rąk własnych. Fajnie! Po rozpakowaniu okazuje się, że sąd wydał zaoczny wyrok w sprawie. Oczywiście niekorzystny. Decyzja jest jednoznaczna – mandat trzeba zapłacić, a do wszystkiego doliczone zostały koszty sądowe w wysokości 130 PLN.
Oczywiście było to do przewidzenia. Sąd pokrótce zapoznał się ze stronami i na podstawie wyżej wymienionych informacji wydał orzeczenie. Problem polega jednak na tym, że ojciec odmówił wszelkich zeznań i wyjaśnień. Odmówił podania podstawowych informacji o statusie społecznym, zawodzie, zarobkach. Kazał również zanotować, że wszelkie informacje przekaże na rozprawie w sądzie, a nie trzeciorzędnemu Policjantowi, który nawet nie zna przepisów na podstawie, których wymierza karę.
Mimo, że wszystko było w protokole. Adres i miejsce popełnienia wykroczenia oraz wszelkie okoliczności (konieczność szybkiego uzyskania recepty na niezbędne leki dla ciężko chorej matki), sąd w żaden sposób nie wysilił się i nie zweryfikował zasadności wystawienia mandatu.
W związku z czym sporządziłem dla ojca dość długawe pismo mające na celu zaskarżenie wyroku. W piśmie umieściłem także treściwe uzasadnienie, w którym na nowo wypisałem wszelkie okoliczności oraz wszystkie argumenty. Sąd dostał drugą szansę na rehabilitację i tym razem więcej czasu na przyjrzenie się całej sprawie z bliska. Liczę w praworządność sądów i to, że umieją czytać. I przede wszystkim, że stoją po stronie obywatela, a nie bezdusznej władzy, dla której liczą się statystyki wystawionych i zainkasowanych mandatów.
Treść uzasadnienia do zaskarżenia wyroku poniżej. Znajdują się tam wszystkie argumenty, które przemawiają za tym, że Policja próbowała w bezczelny sposób wyłudzić mandaty:
1. Przechodząc przez jezdnię zachowałem należytą ostrożność. Kierowałem się kulturą i oceniłem z najwyższą starannością czy wchodząc na ulicę nie zmuszam kierujących pojazdami do gwałtownego hamowania, bowiem w tym czasie nie odbywał się żaden ruch pojazdów, jezdnia była pusta, jak również nie odbywał się ruch na jezdniach przyległych do tej, którą przekraczałem. Poruszałem się wobec tego nie powodując zagrożenia bezpieczeństwa ruchu i żadnego utrudnienia ruchu pojazdów (w przeciwieństwie do pojazdu nieoznakowanego Policji, który tarasował wyjazd z miejsca parkingowego przeznaczonego dla osób niepełnosprawnych).
2. Nie mogę w szczególności zaaprobować stwierdzenia, że skoro przechodziłem przez jezdnię poza przejściem dla pieszych, to przechodziłem w niedozwolonym miejscu. Wiadomo, bowiem, że przechodzenie przez jezdnię poza przejściem dla pieszych jest dozwolone, o ile następuje w warunkach określonych w art. 13 ust. 2 i 3 prawa o ruchu drogowym. Reasumując, w miejscu, w których przechodziłem przez jezdnie znajduje się skrzyżowanie w myśl przepisów Prawa o ruchu drogowym (ustalenie to jest w mojej ocenie prawidłowe w świetle art.2 pkt 10 powyższej ustawy). Na tej podstawie uznałem, że mogę przekroczyć jezdnię w tym miejscu, nie naruszając tym samym przepisu art.13 ust.2 Ustawy prawo o ruchu drogowym.
3. Policjant nie może powoływać się tylko i wyłącznie na art. 97 kodeksu wykroczeń, bowiem artykuł ten nie stanowi samoistnej przesłanki do ukarania. Powinien w tym przypadku wskazać odpowiedni artykuł innej ustawy np. Ustawy prawo o ruchu drogowym. Policjant, który dokonał zatrzymania powołał się wyłącznie na art. 97 KW, czego dowodem jest nagranie dźwiękowe zarejestrowane przez funkcjonariuszy Policji w momencie zatrzymania. Ponadto we wniosku o ukaranie sporządzonym w dn. XX XXX 2015 r. o nr XXXXX nie został wyszczególniony odpowiedni artykuł Ustawy na podstawie, którego doszło do zatrzymania i sporządzenia w/w wniosku o ukaranie.
4. W momencie popełnionego czynu udawałem się do lekarza prowadzącego Małgorzaty Włoszczyńskiej, która jest lekarzem rodzinnym w Zakładzie Podstawowej Opieki Zdrowotnej PULS na ul. Polnej 29 w Kaliszu. Lekarz Małgorzata Włoszczyńska zajmowała się wówczas leczeniem mojej śmiertelnie chorej matki, Reginy Kowalskiej. Bezpośrednio po zatrzymaniu Policjant został przeze mnie poinformowany o zaistniałej sytuacji, stanie zdrowia mojej matki, celu, w jakim udaję się do przychodni lekarskiej oraz wyższej konieczności popełnionego czynu. Zaproponowałem również, że pozostawię w rękach Policjanta wszelkie niezbędne dokumenty i udam się do lekarza w celu odebrania niezbędnych recept dla ciężko chorej matki. Policjant jednak nie przyjął moich tłumaczeń, a wręcz zachowywał się lekceważąco. Całe postępowanie związane z nieprzyjęciem mandatu trwało rażąco nieśpiesznie (45 minut). Wobec tego, powyższy argument może stanowić przesłankę do wyłączenia mojej odpowiedzialności zgodnie z Art 16 § 1. Kodeksu Wykroczeń tj. zaistnienia stanu wyższej konieczności.
5. We wniosku o ukaranie przesłanym razem z decyzją Sądu widnieje opis okoliczności, w którym jest wskazane, że "[…] przeszedł przez jezdnię w miejscu gdzie jest to zabronione tj. w odległości około 40 m. od wyznaczonego przejścia dla pieszych". Pragnę zwrócić uwagę Wysokiemu Sądowi, że Policjant w momencie sporządzania w/w protokołu nie posiadał żadnych precyzyjnych narzędzi pomiarowych. Stwierdzenie "około 40 m." jest bardzo ogólne i opiera się na subiektywnych odczuciach. Szczególnie, że Policjant do obliczenia odległości zastosował sposób "na oko", który jest niedokładny.
6. We wniosku o ukaranie nr XXX przesłanym razem z decyzją Sądu widnieje wykaz dowodów. W rubryce świadkowie została wyszczególniona Pani Joanna Wejman, która rzekomo była świadkiem. Podczas zatrzymania przez funkcjonariuszy Policji nie znajdowały się w pobliżu żadne osoby postronne, które mogłyby występować w charakterze świadka. Podczas trwających 45 minut czynności funkcjonariusze nie zbierali żadnych dowodów w postaci zeznań świadków.
Finał sprawy
Finał sprawy jest taki, że sprawa odbyła się w sądzie na początku marca. Sąd obalił siłę świadka twierdząc, że rzeczywiście na Policji panuje burdel w papierach i na komendzie widocznie nie ogarniają. Został również złożony wniosek o odsłuch nagrania z zatrzymania. Sędzia wówczas przesłuchała Policjanta i jego sprawozdania z okoliczności. Jednak oprócz jego słów nie było żadnych dowodów, gdyż Komenda Policji mimo 2 próśb sędziego nie udostępniła tego nagrania. Sąd wziął oddalił twierdzenie, że nie było odpowiednich narzędzi pomiarowych. Na przyszłość mogę radzić, że nigdy nie wypowiadajcie się przed sądem czy jest to przepisowa odległość lub nie. Macie prawo się bronić i mówić, że tego nie wiecie, tak samo jak nie wie tego Policjant mierzący taką odległość na oko.
Najciekawszy przebieg rozprawa miała, gdy doszliśmy do procedowania argumentu, że było to skrzyżowanie. Policjant został obsypany gradem pytań, a dowodem były zdjęcia z Google Maps i Google Street View. Sędzia na tyle był zaintrygowany tymi rewelacjami, że zaczął wypytywać Policjanta na temat znajomości przepisów i warunków, w których zatrzymywał osoby do kontroli. Co ciekawe – jednak to prawda, Policjanci (nawet z drogówki) słabo znają meandry przepisów kodeksu drogowego i znają tylko jego podstawowe zasady. Natomiast jeśli chodzi o interpretacje czy różnego rodzaju szczegółowe zagadnienia, z tym mają zdecydowanie problemy i gotowi są nawet zbłaźnić się w obecności sądu.
Podczas grady pytań oberwało się również i Policjantowi, który dość agresywnie zareagował na pytania oskarżonego. Jednym słowem funkcjonariuszowi puściły nerwy i zaczął ubliżać, a nawet już prawie grozić. Szybko jednak został sprowadzony na ziemie przez sędziego stwierdzeniem, że przecież oskarżony ma prawo zadawać pytania i bronić się na wszelkie pytania, a próby ubliżania i niekulturalnego zachowania, a w szczególności podnoszenia głosu zarówno na sędziego, jak i oskarżonego pod groźbą wyproszenia z sali sądowej.
Wyrok zapadł dość ciekawy. Sędzia uznał oskarżonego za winnego popełnionego czynu i postanowił zamienić karę mandatu w wysokości 50 PLN na karę nagany oraz zasądzić 100 PLN kosztów sądowych na rzecz Skarbu Państwa. W uzasadnieniu dlaczego taki, a nie inny wyrok sędzia wskazał, że nie dał wiary zapewnieniom, że było to skrzyżowanie. Za skrzyżowanie tego miejsca uznać nie można, gdyż był to dojazd do obiektu – parkingu, mimo że stojące tam znaki mogły sugerować występowanie skrzyżowania i tym samym wprowadzić zatrzymanego w błąd. Skutkiem tego było przejście w niedozwolonym miejscu. Sąd nie przychylił się także do argumentacji, że działanie to było w stanie wyższej konieczności. Wykazał się jednak dużym zrozumieniem do okoliczności i wziął pod uwagę tłumaczenie zatrzymanego, że był zdenerwowany sytuacja rodzinną i mógł w ten sposób reagować. W tym stanie człowiek jest w stanie zrobić wszystko, co jego w mocy nie bacząc na konsekwencje. Tutaj sędzia pogroził palcem i uczulił oskarżonego by już więcej tak nie robił.
Sprawa skończyła się ostatecznie tak, że nie zdecydowaliśmy się wnieść odwołania częściowego na decyzję sądu o zasądzeniu kosztów sądowych. Nie ma to największego sensu, gdyż zarobki nie pozwolą sądowi zmienić swojej decyzji. Mimo wszystko w ogólnym rozrachunku całą sprawę uznać można za pozytywnie zakończoną. Policjant dostał nauczkę, był zobligowany się do tłumaczenia (i złożenia pełnej przysięgi w obecności sądu), a ten widok jest wart wszystkich pieniędzy. Za plus można uznać także bezcenne doświadczenie bycia w sali sądowej i obycia się ze specyfiką tego rodzaju spraw (na przyszłość gdyby podobne sytuacje miały miejsce).
Ha, czyli nie po przejściu. Ale fakt, tak to jest, w miejscach łatwych a nie ważnych. Może dobra zmiana to zmieni?