BIO
Jestem poszukiwaczem prawdy. Spaceruję tam i z powrotem i poszukuję prawdziwej prawdy. Kontempluję życie. Fotografuję. Podróżuje. Zadaję pytania. Robię to co lubię i jestem wolnym człowiekiem.
ARCHIWUM

Wszystkie prawdy, które wam tutaj wyłożę, są bezwstydnymi kłamstwami.

Pożegannie z Afryką

Wróciłem z rolek, otworzyłem piwo i usiadłem na swoim relaksacyjnym fotelu. I to by było na tyle z dobrych rzeczy. Popatrzyłem na Boruca, który jako jedyny z podniesioną głową wyszedł na boisko. Po chwili chyba nawet i on nie dał rady. Bo w sumie jak tu sobie poradzić z takim czymś. Ja to widzę we własnym telewizorze, a co powiedzieć o zawodniku który ma ambicje grać, być na czele, brylować. Zresztą to samo można powiedzieć o Robercie Lewandowskim, Rogerze czy Obraniaku. Jednak dobre chęci szybko są weryfikowane przez rzeczywistość, nieudolność, krętactwo, ułomność, żenadę czy żal.

Kiedyś się nad tym zastanawiałem – co by było gdyby. Wydaje się że większość „starych wyjadaczy” niczego nie musi udowadniać, dowodzić. Ich ambicje skończyły się w momencie kiedy zarobili pierwsze euro w zagranicznych klubach na emigracji. Motywacji brak gdy pieniądze zaczynają mieć drugorzędne znaczenie. Gdyby może ambicja, ale i ona już dawno przeżyła się jak przeżytek.

Dariusz Szpakowski powiedział jedną ważną rzecz – związek małżeński Leo vs PZPN już dawno się skończył. Wypalił. Wszystko zaczęło się niby od momentu w którym zabrakło jednej, kluczowej klauzuli w kontrakcie Beenchakkera, która rozwiązywała by umowę w przypadku nie wyjścia z grupy. Pożegnanie z Afryką – lepiej już tego nie można było nazwać. Takie słowo wytrych.

Tomaszewski też w sumie miał rację mówiąc, że Leo chce żeby zostać zwolnionym. Zapewni mu to dodatkową kasę, jakby miał jej za mało. W pewnych momentach życia [o tym powinien też wiedzieć, w końcu polskim kibicom sprzedawał nie jedną filozoficzną gadkę] nie jest ważne to co się zrobiło, ale ważne to czego się nie zrobiło. W tym wypadku właściwą decyzją byłaby rezygnacja, z honorem, przeprosinami, głównie dla kibiców i piłkarzy, którzy tak naprawdę zostali zrobieni w jajo. Związki na odległość nie mają przyszłości. Związek korespondencyjny Beenchakkera i PZPN’u prosto z Holandii był już dawno przesądzony, przesądzony zanim się zaczął.

Leo Beenchakker swojego czasu powiedział że Polacy są przewrażliwieni, że mamy kompleksy. Ale w momencie przegranej 3:0 z zespołem, który jeszcze kilka miesięcy na widok polskiej reprezentacji srali po gaciach nasuwa się jedno stwierdzenie – kompromitacja do kwadratu. Koniec marzeń, marzeń o szklanych domach, czerwonej ziemi. Może ktoś w końcu się otrząśnie, obudzi. A może wejdzie w kolejny sen zimowy i na wiosnę zorganizuje zjazd w Sheratonie. Tego nie wiem. Ale fajnie by było zrealizować coś nowego, lepszego, a co najważniejsze trwałego przynajmniej do 2012 roku.

Skomentuj.