Muzyka ma taką genialną właściwość, że świetnie kotwiczy pewne wydarzenia naszego życia. Szczególnie te dobre.
Odpalając niektóre kawałki, fragmenty piosenek przypominamy sobie chwile, które kiedyś dawno temu miały miejsce. Które zaparły nasz dech w piersiach. Piosenki takie mają magiczną moc, bo wiążą się z przyjemnymi chwilami. Dodają optymizmu, a co za tym idzie energii do życia.
Docierając do nich. Wygrzebując z dalekich pokładów szarej materii. Ba, słuchając ich napawam się pewną euforią dotyczącą nie wiem czego. Włączam, gdy nadchodzi wiosna, gdy kończy się, a zaczyna „coś” nowego. I nie sposób ich zapomnieć. Zawsze idealnie wpasowują się w letnią, wiosenną pogodę zakraszaną zapachem kasztanowca.
„Night in Roxbury” – tak brzmi tytuł jakże kultowego filmu z fantastyczną ścieżką dźwiękową. Wywiera ona na mnie niesamowite wrażenie i bezapelacyjnie mogę zaliczyć wszystkie kawałki do miana tych „kotwiczących”.
Haddaway – What is Love, No Mercy – Where do You Go, Rob Rob’s Club – Make the Money, Ace of Base – It’s Beatiful Life, Amber – This is Your Night, La Bouche – By my Lover i inne.
Kawałki te przypominają o czasach, kiedy wiele rzeczy sprawiało radość, a świat wydawał się prostszy. Aktualnie już tak nie jest. Człowiek widzi więcej, czuje więcej i przeżywa więcej. W życiu żyje szybciej zadając sobie odwieczne pytanie o to, co pozwala odróżnić szum od dźwięku, przebranie od ubrania, sprawy ważne od błahych, trwałe od ulotnych. A gdy już myślimy, że udało nam się na któreś z tych pytań odpowiedzieć musimy się zatrzymać i uzmysłowić sobie jedną rzecz – że ktoś z nas zadrwił. Cały cyrk okazuje się bezsensownym i paraliżującym bełkotem. Wszystko, co widzieliśmy i doświadczyliśmy, co miało coś znaczyć – nie znaczy już nic. Pochłonięci przez próżnie – znaczeniową, emocjonalną czy też zmysłową stoimy na balkonie tak jak ja teraz, patrzymy w dal, na poruszających się ludzi, w tle leci soundtrack „Night in Roxbury”, a ja myśląc „What the fuck? O co chodzi w tym wszystkim?” wypijam kolejną szklankę wody mineralnej. Zegar wybija kolejną sekundę, minutę, godzinę. Jest 20. Czas wrócić do parszywej rzeczywistości.
STOP, reset. Już jestem
WTF? Nie wiem, nie wiem. Ale skoro się toczy, to chyba głupio byłoby to zatrzymać.
weź bo znowu michaela jacksona na utube szukam :D:D::D