BIO
Jestem poszukiwaczem prawdy. Spaceruję tam i z powrotem i poszukuję prawdziwej prawdy. Kontempluję życie. Fotografuję. Podróżuje. Zadaję pytania. Robię to co lubię i jestem wolnym człowiekiem.
ARCHIWUM

Wszystkie prawdy, które wam tutaj wyłożę, są bezwstydnymi kłamstwami.

Bo ludzie myślą ze na kulturze wysokiej nie da się zarobić

Osiem godzin na konferencji Sponsoring w Kulturze okazało się strasznie wyczerpujące. W dodatku o sobie dawał znać big kac.

Zaimponował mi jeden z prelegatów konferencji – artysta, plastyk prowadzący własną agencję reklamową. W pewnym sensie jego wykład był nieco pesymistyczny, aczkolwiek taki zapewne miał być. Chciał zwrócić uwagę na pewne sprawy, które źle toczą się jeżeli chodzi o kulturę i jej istnienie w mediach, społeczeństwie.

Wysunął dość ciekawą tezę. Po kolei. Zaczęło się od tego, że wpadł na dziwny pomysł pokazania nigdy wcześniej nie pokazywanych zbiorów Muzeum Narodowego. Idea powstała na bazie tego, iż powszechnie wiadomo, że tylko 3% całości eksponatów można oglądać. Reszta spoczywa spokojnie w magazynach na swoją kolejkę, która może nigdy nie nadejść. W momencie realizowania tego projektu – przedstawiania cyklu filmów w których odkrywa się coraz to nowsze, ciekawe i interesujące zbiory pojawiła się masa problemów. Problemów, które na pewnym etapie tworzenia są trudne do przeskoczenia.

Pierwszy. Poszedł z propozycją do TVP. Z ofertą. Po czasie okazało się, że nie ma tak naprawdę, z kim tam rozmawiać. Przede wszystkim merytorycznie. No, bo tak – rząd zmienia się, co 4 lata. Jeżeli nawet ktoś był, z kim można było sensownie porozmawiać to przy zmianie prezesa ekipa decyzyjna również się zmieniała.

Drugi. Z tą samą propozycją zapukał do drzwi stacji komercyjnych. Wszędzie usłyszał mniej więcej to samo – wyłożycie pieniądze, nie ma problemu wyemitujemy. Tak się stało. Znalazł się sponsor (PZU) a cykl można było (nadal można) oglądać w weekendowej wersji Dzień Dobry TVN.

Trzeci. To duże przedsiębiorstwa, która tak naprawdę nie sponsorują kultury wysokiej. A jeżeli nawet to nie, dlatego, że widzą w kulturze potencjalną możliwość zysku. Wręcz przeciwnie. Sponsorują dla samego sponsorowania, ponieważ dzieje się to za sprawką pasji osób, którzy tam pracują. Ze względu na to, że te osoby prywatnie interesują się plastyką, grafiką, muzyką, teatrem czy literaturą i karzą ludziom od marketingu „wydać” pewne sumy pieniędzy na daną dziedzinę kultury. Przekładają to na promocję ich firmy.

Problem widział w tym, że większość imprez, eventów sponsorowanych przez przedsiębiorstwa to takie imprezy, które zostały wymyślone nie przez artystów a przez marketingowców. Przykładem jest festiwal Heineken Music. Wymyślony tylko do celów promocyjnych piwa (w sumie tak naprawdę o to w tym wszystkim chodzi, ale who cares). Bo na pewno nie zdarzyło się tak, że do grupki ludzi grających w parku Jazz przyjechał Heineken i powiedział „Hey guys – robimy imprezkę”. Wręcz przeciwnie.

Koleś opowiadał także o innym dziwnym pomyśle jaki próbował zrealizować ze swoimi współpracownikami. Miał ochotę zrobić wystawę o „historii sponsoringu”. Zaprosili muzyków, plastyków. Chcieli pokazać kawałek historii sponsoringu w odniesieniu do współczesnych rzeczy, które dzieją się teraz. Stworzyli tę wystawę. Potrzebowali miejsca. Trafili do Centrum Sztuki Współczesnej w Zamku Ujazdowskim. Była tam taka pani, która zajmuje się marketingiem tego miejsca. Zachwyciła się pomysłem i nazwiskami. Niestety pan dyrektor centrum sztuki stwierdził, że są zainteresowani robieniem wystaw, ale tylko swoich projektów. Ok – pomyślał. Znajdzie się sponsor to wystawimy. Wtedy dyrekcja wyceniła wynajem sali na 20 000 PLN / dobę. Szukali dalej. Trafili do Zachęty. Tam dowiedzieli się, że ok, mogą zrobić wystawę ale tylko jego prac. Nie potrafili zrozumieć, że można w ciekawy sposób pokazać sposób wykorzystania kultury w marketingowym przekazie danej firmy.

Podobnie jest z takim znanym miejscem jak Fabryka Trzciny. Ogólnie fajna idea i fajny pomysł. Miejsce kultury. Wszyscy o nim słyszeli. Często się o nim mówi w mediach. Rzeczywistość jest taka, że wchodząc do tej lokalizacji, chcąc wejść na piwo – trzeba kupić bilet, chcąc obejrzeć wystawę – trzeba kupić bilet. Wychodzi na to, że zaszło to wszystko za daleko. Komercjalizacja zjawiska jakim jest kultura zaszła za daleko. Skutkiem tego jest min. to, że artyści tak naprawdę nie mają „swojego” miejsca, w którym zaprezentować mogliby swoje prace.

Wracając lekko zmieszani z Fabryki Trzciny na starej Pradze znaleźli fabrykę. Patrzą – właściciele aktualnie się pakują. Ulica Szwedzka. Pięć hektarów. Piękna architektura. Najpierw był pomysł by zrobić tam wystawę. Właściciel niespecjalnie zainteresowany był by kogoś tam wpuszczać. Po kilku dniach wymyślono projekt zakładający powstanie w tym miejscu Centrum Sztuki. Jedyny problem to pieniądze. By kupić starą fabrykę potrzebne były 20 mln PLN, potem kolejne 80 na przebudowę. W skrócie mówiąc znalazły się firmy, które chciały wejść w to miejsce. Europejskie firmy. Polskie nie. Zjawiły się banki, które chciały skredytować inwestycje. Powstał biznesplan. Powstały projekty finansowe. Ludzie przez 1,5 roku tworzyli to wszystko charytatywnie. W myśl idei tej idei. Kiedy jeden problem został rozwiązany odezwał się Szkot (właściciel fabryki). Zaproponował współpracę – on daje fabrykę w zamian za udziały w przedsięwzięciu. Zaczęły się negocjacje. Pokrótce okazało się, że jego 20% wkładu miało stać się 80% udziałów. Typowy szkocki biznes. Wiadomo, że propozycja irracjonalna. Nikt dobrze myślący na to by nie poszedł. Wyszło jak wyszło. Pojawił się inny inwestor w fabryce. Deweloper kupił to miejsce za 2 razy drożej. Zamierza postawić na ul. Szwedzkiej strzeżone osiedle. I nie chodzi o to, że w takim miejscu stawia się domy mieszkalne, a o to, że w zachodnich krajach, w takich miejscach jak Praga. W miejscach niebywale atrakcyjnych gdzie mieszkania sprzedaje się po 20 000zł za m2. W Polsce za jedynie 8000zł. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że fajny pomysł i fajna idea została zaprzepaszczona przez spodziewane 4 miliony euro zysku (na czysto, jednorazowo) bez analizy tego ile owy projekt kulturalny mógłby generować profitów rocznie. Z prognoz wynikało, że 4 mln euro, tyle samo, co z tych mieszkań, ale rocznie! Nawet sam developer (hiszpański przeszczep) był zachwycony pomysłem. Jedyną jego wątpliwością było „niemożliwe, że na sztuce da się zarobić!

A można. Dobrym przykładem tego jest Stary Browar w Poznaniu. Może nie do końca miejsce w 100% kulturalne, ale z dużą odrobiną kultury. I wiara to łyka. Są wystawy, galerie, koncerty i recitale. Wszystko tuż obok wyrobów jubilerskich W. Kruk i Swarowski, sklepów z markowymi ciuchami – Van Graff, Lacoste, czy Hugo Boss. Jakoś to funkcjonuje, przyjęło się i jak widać można na tym zarobić niemałe pieniądze. Kultura stała się swoistym rodzajem wózka, który napędza zyski. W szczególności że dziś nie jest jeszcze aż tak mocno wyeksploatowana przez marketing jak inne dziedziny życia.

4 komentarze

  1. A propos sponsoringu: „To duże przedsiębiorstwa, która tak naprawdę nie sponsorują kultury wysokiej. A jeżeli nawet to nie, dlatego, że widzą w kulturze potencjalną możliwość zysku. Wręcz przeciwnie. Sponsorują dla samego sponsorowania, ponieważ dzieje się to za sprawką pasji osób, którzy tam pracują. Ze względu na to, że te osoby prywatnie interesują się plastyką, grafiką, muzyką, teatrem czy literaturą i karzą ludziom od marketingu „wydać” pewne sumy pieniędzy na daną dziedzinę kultury. Przekładają to na promocję ich firmy.” Nie tylko na promocję firmy. Często pobudki są czysto ekonomiczne: to nie marketingowcy każą wydawać pewne sumy na działalność artystyczną lecz działy księgowości, bo wydatki na te cele można będzie sobie odliczyć od podatku. I dlatego wielkie koncerny są chętne od czasu do czasu sypnąć groszem na różne akcje związane z kulturą i sztuką. No a przy okazji robią sobie przy tym i dzięki temu odpowiednie publicity.

  2. @krystek dokładnie… aspekty prawne też wchodza w grę wiadomo aczkolwiek to oni decydują ze akurat będziemy sponsorować Marie Peszek a nie Krystka

  3. Albo zróbmy coś z niczego i przy okazji wypromujmy nowy produkt w innej dziedzinie życia, na innym polu eksploatacji, w innej branży. I tak przy okazji sponsor, np. fabryka ogórków czerpie zyski ze sprzedaży np. płyt z muzyką artysty, którego swego czasu zasponsorowała.

  4. Bank BPH teraz wydał nową CD zespolu Raz Dwa Trzy 😀 była dzis do wygrania na konferencji

Skomentuj.