Położyłem się spać, ale nie mogłem zasnąć. Więc muszę spisać te przed senną myśl na falach beta.
Otóż po ostatniej imprezie postanowiłem, że przez najbliższy tydzień nie będę pił alkoholu. Ale kurwa jak patrzę na ten pojebany świat i kompleksy ludzi (skąd i jak się biorą!) to kurcze nie wiem jak tu wytrzymać z tą abstynencją. Nie da się… Normalnie kurwa powiem ci, że się nie da. Świat jest jakiś taki phi… bezpłciowy. Szary, monochromatyczny. Bez polotu i finezji.
Wychodzi na to, że dzień bez piwa lub 0,05 wódki jest dniem straconym. Nie da się w takich warunkach funkcjonować. I nie dziwie się, że ci, którzy do niedawna upierali się przy tym by nie pić PIJĄ. Bo jak tu nie pić, gdy jedna gada o swoich kompleksach, druga że to a trzecia że siamto… Who cares. My god. O co come on. Zajebcie się a wam ulży..
♫ Koniec Świata – 1980
Wniosek: Docieram do stanów zjednoczonej duszy
WOLNOŚĆ DLA TYBETU!!
To się nazywa alkoholizm?
Ja bym to nazwał wprowadzaniem do życia elementów baśniowych
znaczy alkoholizm? Ja bym bardziej polecał marichuaninine ale niestety jest nielegalna. Nie śmierdzi tak.
Co innego „Siedem lat w Tybecie” a co innego siedem dni abstynencji.
doskonale Cie rozumiem..
No, od jakiś 16 dni nie ma dnia bez kropli. Raz jedno piwo, raz jakieś 0,7, ale w niedzielę mogłem, bo miałem 18;p
Ciężko jest nie pić, kiedy do picia ma się stosunek niemal ideologiczny.
Alkoholizm? A co to? Dupa, nie alkoholizm, śrendnio się tym przejmuję.