Praca zaliczeniowa na psychologie mojego oczywiście autorstwa:
Mieszkańcy miast są mniej chętni do pomocy. Nie może to stanowić jedynego powodu całkowitej obojętności wobec poszkodowanych, wobec wydarzeń, które rozegrały się pod ich oknami. Rozpaczliwe krzyki ofiar, które często tuż za ścianą wołają naszej pomocy musiały wybić się ponad nasz sen czy też odgłosy codziennej krzątaniny.
Prawidłowość, że obojętność wobec wypadków i potrzebujących istnieje tylko w dużych miastach właściwie nie istnieje. Udowodniono, że takie sytuacje zdarzały się także w małych miastach. Ignorowano wtedy również błagania o ratunek.
Osoby, które po tragediach np. zamordowaniu kogoś w mieszkaniu obok twierdzili, iż jako sąsiedzi nie udzielili ofierze pomocy tylko, dlatego, że doświadczali stresów i nadmiaru stresu związanego z miejskim życiem. Wtedy właśnie wpadnięto na pomysł by sprawdzić czy liczba obserwatorów zdarzenia ma jakikolwiek wpływ na gotowość niesienia pomocy w takich wypadkach. Podczas badań okazało się, że w wielu sytuacjach, w których inne osoby potrzebują naszej pomocy, gotowość do jej udzielenia spada wraz ze wzrostem ilości osób, które obserwują dane zajście. Wydawałoby się, że im więcej świadków wypadku tym większa szansa ofiary na uzyskanie pomocy Okazuje się jednak, że liczba widzów nie stanowi gwarancji otrzymania pomocy.
Inne dowody na prawdziwość tej tezy znaleźć można w wynikach badań polegających na umiejscowieniu 2 osób w oddzielnych kabinach. Mieli oni możliwość porozumienia się ze sobą. Jedna z nich miała udawać osobę chorą na padaczkę, druga zaś była osobą na podstawie której udowadniano prawdziwość tezy o efekcie widza. Wynik badania w rzeczywistości zależał od tego czy osoba, która miała zawiadomić lekarza prowadzącego badania o ataku padaczki była przekonana o tym, ze krzyk i wołanie o pomoc słyszy tylko ona czy też słyszą oprócz niej krzyk jeszcze inni uczestnicy badania. Gdy osoba myślała, że w pomieszczeniu znajdują się jeszcze inne osoby, na których przeprowadzano badanie jej zaangażowanie w pomoc było o wiele mniejsze niż w wypadku, gdy była na początku badania poinformowana o tym, że w pomieszczeniu przebywają tylko 2 osoby (ona i osoba udająca padaczkę).
Wiele innych badań, przeprowadzonych zarówno w laboratorium, jak i w warunkach naturalnych, potwierdziło zaobserwowaną zależność: im większa liczba świadków zdarzenia, tym większe prawdopodobieństwo, że żaden z nich nie podejmie interwencji. Zjawisko to nazwano efektem widza.
Przyczyny tego zjawiska są bardzo złożone, zależą między innymi od:
- Dostrzeżenia zdarzenia
- Ocenienia zdarzenia
- Interpretacji zdarzenia jako nagłego wypadku
- Ignorancji
- Przyjęcia odpowiedzialności
- Znajomości właściwej metody pomocy
- Podjęcia decyzji o pomocy
- Zanalizowania, kim jest ofiara
Dostrzeżenia zdarzenia
Pierwszym z czynników determinującym pomoc jest dostrzeżenie zdarzenia. Czasami sytuacja jest oczywista i wiemy, że ktoś oczekuje naszej pomocy. Możliwe jest jednak, że okoliczności są bardziej złożone. Jeżeli jesteśmy spóźnieni, biegniemy lub też idziemy przyspieszonym krokiem to może zdarzyć się tak, że albo zignorujemy sygnał o potrzebie pomocy lub też w ogóle nie zauważymy osoby, która jej potrzebuje.
Paradoksalne okazuje się również to, że zbytnio nie jest ważne to, jakimi ludźmi jesteśmy. Nie liczy się to czy jesteśmy osobami lubiącymi pomagać bezinteresownie innym, czy tez egoistami i zagorzałymi ignorantami innych. Bardziej liczy się to, czy posiadamy odrobinę czasu, czy się spieszymy i jak bardzo jesteśmy zajęci swoimi sprawami. Często można spotkać na ulicy osoby potrzebujące, żebrzące. Ile razy zdarzyło się tak, że byliśmy obojętni na ich los, a ile razy im pomogliśmy? W puszkach, do których te osoby zbierają pieniądze nie leży zbyt dużo monet. Spowodowane jest to właśnie owym pospiechem. Dlatego najłatwiej żebrakom zbierać pieniądze pod kościołem, w miejscu gdzie osoby opuszczające miejsce modlitwy, zadumy są w tym momencie wyczulone na pomoc innym.
Interpretacja zdarzenia jako nagłego wypadku.
To czy ktoś widzi osobę trzymającą się za serce, opierającą się o mur nie świadczy wcale o tym, że ktoś inny zinterpretuje tę pozycję jako pozycję, w której ta osoba potrzebowałaby pomocy. Kolejny czynnik warunkujący zaangażowanie się w pomoc to interpretacja sytuacji jako nagłego wypadku. Człowiek musi sobie odpowiedzieć na pytanie: czy w danych okolicznościach potrzebna jest jego pomoc? Gdy zauważamy biały dym wydostający się z piwnicy, musimy rozstrzygnąć, czy jest to coś nieszkodliwego, np. wynik pracy urządzeń wentylacyjnych, czy też znak, że w budynku wybuchł pożar? Czy dwoje ludzi w szkole obok nas tylko się zabawiają, czy też jedna z nich zamierza pobić drugą? Gdy stwierdzimy, że nic złego się nie dzieje, oczywiście nie udzielimy pomocy, choć wniosek może być błędny. Z własnego doświadczenia wiem, że łatwiej wmówić sobie to, że ktoś nie potrzebuje pomocy aniżeli wyciągnąć pomocną dłoń. Gdy nie mamy pewności, co oznacza dane wydarzenie, np. czy wydobywający się dym świadczy o pożarze, patrzymy, co robią inni. Jeśli wzruszają tylko ramionami i odchodzą, wtedy najprawdopodobniej pomyślimy, że nic strasznego się nie dzieje i że nasza reakcja okazałaby się błędną. Jeśli wyglądają na przerażonych i krzyczą „pali się!" natychmiast stwierdzamy, że w budynku wybuchł pożar. Związane jest z tym niebezpieczeństwo, że czasami nikt dokładnie nie wie, co się właściwie dzieje. Z samej definicji nagłego wypadku wynika, że jest to niespodziewane i nie do końca oczywiste zdarzenie, stąd jego świadkowie wpadają w bezruch i niepewnie obserwują sytuację, aby stwierdzić ostatecznie, co takiego się dzieje.
Obserwując decyzję i reakcje innych sami jesteśmy w stanie stwierdzić czy pomoc jest wskazana czy też jest to tylko nasza nadinterpretacja. Zjawisko to nazwane zostało stanem kumulacji ignorancji i najogólniej mówiąc, polega na wzajemnym wprowadzeniu się w błąd, gdy na podstawie braku widocznych reakcji i oznak niepokoju ze strony świadków obserwujący dochodzą do przekonania, że sytuacja nie jest groźna i nie wymaga interwencji.
Przyjęcie odpowiedzialności
Załóżmy, że wykazując potencjalną chęć do udzielenia pomocy, mamy już za sobą dwa pierwsze etapy prowadzące do podjęcia pomocy. Zauważyliśmy „coś” i prawidłowo zinterpretowaliśmy sytuację jako nagły wypadek wymagający interwencji. Teraz musimy postanowić czy podejmujemy dalsze działania. W tym wypadku liczba świadków także ma kluczowe znaczenie dla naszego poczucia odpowiedzialności. W sytuacji, gdy uczestnicy badania, w którym jedna osoba udawała atak padaczki byli przekonani, że są jedynymi świadkami zdarzenia, odpowiedzialność za interwencję spoczywała na ich barkach. Dobrze wiedzieli, że nie udzielając pomocy nikt inny by tego nie zrobił. Prawidłowo ocenili, że istniało wtedy zagrożenie życia. Jednym słowem przeszli poprzednie opisywane etapy.
W przypadku, gdy pojawia się wielu gapiów wówczas występuje zjawisko tak zwanego rozproszenia odpowiedzialności. Ponieważ są obecni inni ludzie, pojedyncza osoba traci silne poczucie osobistej odpowiedzialności za rozwój wypadków.
Każdy z nas na pewno w chwili, gdy ktoś potrzebuje pomocy, a widzi „n” gapiów stwierdza, że nie weźmie odpowiedzialności za pomoc tej osobie, gdyż mogą to zrobić inni. Ponieważ każdy czuje w ten sam sposób, w rezultacie, więc żaden obserwator nie wykazuje chęci do pomocy. Dzieje się tak zwłaszcza wtedy, gdy nie wiadomo, czy ktoś inny podjął już interwencję. Wiele osób może w takiej chwili myśleć, że wezwano już pomoc, że karetka na pewno już jedzie. W eksperymencie z symulowanym atakiem padaczki prawdziwy uczestnik nie wiedział, czy pozostali studenci (o których istnieniu był przecież przekonany) udzielili już pomocy choremu czy też nie. Kabiny pozwalały słyszeć tylko głos chorej osoby, jednak nie pozwalały na porozumiewanie się z innymi uczestnikami badania, o których badany był przekonany. Sprawiało to złudzenie jakby w pomieszczeniu znajdowało się więcej osób.
Znajomość właściwej formy pomocy
Nawet, jeśli w sekwencji działań osoba posunęła się tak daleko, że zauważyła nagły wypadek, określiła go jako sytuację wymagającą interwencji i poczuła się odpowiedzialna za rozwój wypadków, nie wystarczy to jeszcze, aby zaangażowała się w pomoc. Jednostka musi wiedzieć, jaka forma pomocy jest odpowiednia. Załóżmy, że widzi ona kobietę przewracającą się na ulicy i wnioskuje, że jest poważnie chora. Wydaje się, że nikt inny nie zamierza udzielić jej pomocy i zdaje sobie sprawę, że wszystko spoczywa w jej rękach. Jeżeli przypuści wtedy, że ma atak serca a dobrze o tym wie, że nie umie zastosować masażu serca, lub też w jakikolwiek inny sposób jej pomóc to nie zaangażuje się w pomoc gdyż stwierdzi, że nie potrafi tego zrobić.
Podjęcie decyzji o udzieleniu pomocy
Nawet jeśli wiemy, jaka forma pomocy jest właściwa, to jeszcze pewne okoliczności mogą nas powstrzymać przed działaniem. Po pierwsze, można uważać się za osobę niekompetentną do jej udzielenia. Jeśli na przykład nie ma wątpliwości, że kobieta dostała zawału i że konieczna jest reanimacja, to nie zdołamy jej pomóc, gdy nie wiemy, jak to się robi. Po drugie, można obawiać się ośmieszenia swojej osoby lub tego, że swoimi działaniami pogorszymy jej stan lub w przypadku opisywanej wyżej sytuacji z potencjalnym pożarem – ktoś może bać się zagrożenia własnego życia (instynkt samozachowawczy). Wynika z tego, że nawet, jeśli wiemy, jak powinniśmy interweniować, musimy rozważyć ewentualne wiążące się z tym koszty. Tak naprawdę sama chęć pomocy nie wystarczy, istnieją jeszcze pozostałe 4 etapy, przez które każdy musi przejść, aby skutecznie udzielić danej osobie pomocy. Człowiek musi dostrzec zdarzenie, zinterpretować je jako nagły wypadek, przyjąć na siebie odpowiedzialność za podjęcie działania, wiedzieć jak pomóc, oraz zdecydować się na interwencję.
Charakterystyka ofiary
Istnieje jeszcze jeden czynnik mający wpływ na to, czy ludzie pomogą ofierze czy też nie, mianowicie to, kim ona jest. W głównej mierze zależy to od tego czy dana osoba jest do nas podobna i od tego, w jaki sposób ten fakt stwierdzamy. Udowodniono, że najczęściej pomagamy podobnym do nas, słabszym, oraz ofiarom danego wypadku niż jego sprawcy. Również duże znaczenie ma fakt, czy dana osoba jest w jakiś sposób z nami powiązana. Chętniej na pewno pomożemy osobie, z która mieszkamy, pracujemy, nie wspominając o własnej rodzinie. Podobieństwo warunkuje sympatię, z kolei chętniej pomagamy osobom, które lubimy. Nie jest zaskoczeniem, że ludzie niechętnie spieszą z pomocą jednostkom, które mają w pogardzie i lekceważeniu, czyli przeważnie osobom, które są przeciwieństwem nas samych. Udowodniono jednak zaprzeczenie tej tezy (od każdej reguły istnieje wyjątek potwierdzający ją), w przypadku, gdy pomoc danej osobie mogłaby zaważyć o naszej samoocenie np. ktoś okazałby się lepszy w danej dziedzinie to w tym przypadku wolimy pomóc osobie zupełnie obcej aniżeli tej, która w pewnym sensie nam zagraża. Dlatego naszym przyjaciołom wolimy pomagać w dziedzinach, w których nie lokujemy żadnych ambicji, niż w ważnych obszarach zaangażowania np. student chętnie pomoże w zadaniach pozaszkolnych aniżeli związanych z samą nauką na uczelni.
Podsumowując należy, więc rozważyć wiele aspektów sytuacji społecznej, między innymi: gdzie zdarzył się wypadek (w wiejskim czy miejskim środowisku), ilu było świadków, jaka istniała relacja między nimi a ofiarą, czy pomagającym był mężczyzna (jednorazowe akty pomocy wymagające aktu odwagi) czy też kobieta (długotrwałe zaangażowanie wymagające poświęceń), a może chcemy się podzielić dobrym nastrojem z innymi lub nasz zły nastrój sprzyja pomaganiu, jeśli jest on związany z poczuciem winy. Dopiero uwzględnienie tych czynników, razem z omówionymi wcześniej osobowościowymi zachowaniami społecznymi, umożliwia przewidywanie z pewnym prawdopodobieństwem, kiedy ludzie pomogą drugiej osobie, a kiedy odwrócą się od niej.
Wniosek: I tak ci nikt nie pomoże!
Jak to ludzie nie pomagają innym
Czy potrzebując pomocy na ulicy, w szkole, uczelni lub innym miejscu publicznym otrzymasz zawsze pomoc? Nie koniecznie. Zobacz dlaczego!
Pomo ż e!
jak zwykle ten sam błąd 😛 sorx poprawione
[internet slang on]tl;dr[internet slang off]
@riot ??
http://en.wiktionary.org/wiki/TLDR
„Często można spotkać na ulicy osoby potrzebujące, żebrzące.” <— Nie pomagam, nie z egoizmu, ani z braku funduszy. Widziałam już panią, która syn na żebranie podwoził mercedesem najnowszej klasy. Spytasz teraz skąd wiedziałam, że to jej syn. Parę razy kupiłam jej bułkę, później mnie pamiętała.. więc przychodził i prosiła, dawałam 1 zł, czasem dwa. W końcu pani sprzedawczyni mi powiedziała, żeby jej nie dawać, bo ona mieszka na Słocinie, ma dom z basenem, a na żebranie przywozi ją syn. I tak pewnego dnia zobaczyłam tego syna.. i tego mercedesa.. Owszem, nie wszyscy tacy są, pytanie teraz jak odróżnić tego nieuczciwego.. Czytam dalej ..
No i tak, co powiem.. Fajna praca :uklon podoba mi się. W sumie to co opisałeś prawda. Co bym jeszcze dodała.. to, że nie napisałeś, że większość ludzi nie pomaga osobom starszym, którzy nagle mogli zesłabnąć, lub też takim, którzy np leżą na ławce, bo .. są pijani. Kiedyś zaobserwowałam przypadek. Postój taksówek, środek miasta, środek osiedla. Na trawie leży dość młody 25-30 lat facet. Stoi nad nim babcia. Widać, że facetowi leje się z nosa krew.. Babcia coś go rusza.. i odchodzi. Podchodzi starszy facet, rusza gościa.. I odchodzi. Podchodzi kolejna babcia, krzyczy : „Opiłeś się, to teraz rusz dupe i wstań..” Po czym podchodzi grupka osób młodych 18-20 lat. Wyciagają komórke, dzwonią po karetke, podnoszą gościa, siadają na ławce.. Gość nie był pijany tylko wyszło na to, że zasłabł i polała mu się krew z nosa.. Przytłoczyła mnie wtedy najbardziej, obojetność taksówkarzy. No ale .. widzisz Koval, tak to jest, umiesz liczyć licz na siebie, inni jak by mogli najchętniej by Ci nóż w plecy wsadzili..
aaa już kumam Riot. wiesz … może się czegoś ciekawego dowiesz… 🙂
może jak prześpię się i przetrzeźwieję ;D
Też chciałem się przyczepić do włączania żebraków do tych potrzebujących pomocy i to jako jakiś „oczywisty” przykład.
Poza tym całkiem sensowny artykuł. Część oczywista, ale o części spraw bym nie pomyślał.
Przy okazji wspomnę o mojej ostatniej „przygodzie”. Idę do sklepu i słyszę krzyk dziewczyny i jakąś szamotaninę. Myślę „może komuś jest potrzebna pomoc”… ale przyglądam się i widzę jak gościu, taki spory misiu, powiedziałbym „dres”, gdyby nie to, że był w garniturze, stoi i robi uniki, a dziewczyna go równo okłada torebką i wrzeszczy na niego (coś w rodzaju „ile jeszcze chciałeś mnie okłamywać!” itp.). Nie pomogłem mu. To chyba potwierdza tezę postawioną w ostatniej części artykułu 😉
szkoda mi tych osub,zwierząt które cierpią.:(:(:(:(:(