BIO
Jestem poszukiwaczem prawdy. Spaceruję tam i z powrotem i poszukuję prawdziwej prawdy. Kontempluję życie. Fotografuję. Podróżuje. Zadaję pytania. Robię to co lubię i jestem wolnym człowiekiem.
ARCHIWUM

Wszystkie prawdy, które wam tutaj wyłożę, są bezwstydnymi kłamstwami.

Rzeczywistość się wyłania

Będąc już piąty dzień na rauszu. Może nie koniecznie z powodu Mundialu, w którym nasza kochana reprezentacja nie miała szans by zagrać, stwierdzam – po-woli do-cho-dzę do sie-bie. Zaczynam niemrawo przecierać swe oczęta (jak to w kreskówkach, zamaszystymi ruchami, ze złożoną pięścią).

Widzę Polskę. „Dzień dobry Polsko„. Bezrobotno.  A Polska wita chętnie, ale mechaników, kucharzy, kopaczy rowów i brukarzy. Gdybym nie miał trochę oleju w głowie, to po pierwszych badaniach naukowców rzucił bym studia.

Stwierdzili oni otóż w 2005 roku [ach… słynne początki studiów], iż kucharz, mechanik czy robotnik fizyczny (także operator koparki czy dźwigu) jest w stanie zarobić więcej od osoby po studiach wyższych. To ciekawe. Pięć lat nauki mniej, bardziej kierunkowe wykształcenie… i jakie efekty. Maskę od auta ostatnio nauczyłem się otwierać, szpadel obsługiwać umiem, może siły nie mam na tyle dużo by brukarzem na Euro 2012 zostać, ale za to ciasto wyrobić potrafię. To już kilka nowych pozycji do kurikulumwitae. Gdyby  tylko móc jeszcze zapisać się do jakiejś zawodówki [notabene w dzisiejszych czasach potężnie zachwalanych].

W Urzędzie Pracy byłem raz. Widziałem plazmy, komputery z Internetem i drzwi. Za tymi drzwiami siedziała pani. Doradca. Swoiste guru. Taki tamtejszy Dalajlama. Podobno od  zawodowej przyszłości. Lud boży. I fakt że nie byłem tam interesantem [całe szczęście] to na samą myśl – dostał bym cholery. Owy Urząd Pracy, zwany w pewnych kręgach PUPem jest przykładem nieefektywnego dostosowania zatrudnienia do wymogów współczesnego rynku. Co za ironia – to oni doradzać mają! Utrzymywanie całego stada urzędników, doradców personalnych [?] dyrektorów i kierowników ma się do niczego nijak. Dlaczego? Właściwie nie wiem. Ale śmierdzi mi to marnotrawstwem czasu i pieniędzy. Skuteczność tychże osób zapewne nie liczy się w litrach wypitej kawy i ilości zjedzonych ciastek. No a gwar i ścisk jest. Może nie do tablicy ogłoszeń, ale do wpisu na odpowiednią listę. Problem w tym, że im wyższe posiada się wykształcenie tym mniej istnieje racjonalnych powodów by odwiedzić ten jakże wspaniały urząd.

Jak obliczyli statystycy gusowscy – 73,7% absolwentów szkół wyższych [czytaj magistrów] ma problem ze znalezieniem pracy. Oczywiście i Unia znalazła rozwiązanie palącego problemu. Sypnięto euro centem. Sytuację młodych bezrobotnych od kilku lat mają poprawić fundusze unijne. Stworzono specjalne programy staży i szkoleń. Wszystko to, służyć ma swoistej grze na czas. Ponieważ ani szkolenie, ani staż nie gwarantują zatrudnienia. Tak samo jak ukończenie 2, 3 czy 10 kierunków. Jeśli nie będzie chęci by zatrudniać młodych, ambitnych, ale bez doświadczenia… nic tego nie zmieni.

A i jeszcze jeden problem – wystarczy spojrzeć w ogłoszenia na Pracuj.pl. Kurestwa bez liku. Przedstawiciel robol-murzyn, agent kłamca-ubezpieczeń i sprzedawca szukaj-sam-klientów to jedyne propozycje pracy. Jak widać naiwnych nie brakuje… Ja postoje.

9 komentarzy

  1. Nie łam się 🙂
    Ja szukałem ponad bite trzy miesiące, ze studiami, z kilkuletnim doświadczeniem, z językami… chujnia a nie kraj, jesli chodzi o perspektywy dla młodych…

    No, ale jesli koncentrować swoje siły mamy na strzelaniu do bobrów i zabieraniu dzieci, to czego się spodziewać? 🙂

  2. @n3m0 na dzień dzisiejszy jeszcze nie szukam ponieważ jakąś tam mam. Ale myślę że po wakacjach będzie trzeba zacząć się rozglądać. teraz nie ma sensu bo i tak decydenci wyjeżdzają na wakacje. Będzie jak będzie. Bele czego nie zamierzam brać za wszelką cenę.

  3. Ja się tym siedemdziesięciu paru procentom wcale nie dziwię. Mamy teraz takie czasy, że praktycznie wszyscy kończą studia, bo „tak wypada”. No i później jest tego efekt w postaci tysięcy magistrów zarządzania, ekonomii, politologii i innych podobnych kierunków, gdzie zapotrzebowanie na specjalistów (załóżmy, że ten nieszczęsny mgr to specjalista) jest nieporównywalnie mniejsze niż ich produkcja.

  4. I masz racje Koval, nie bierz byle czego za 1317 brutto ..
    Jest tylko jeden mały problem, od marca dzięki temu nie mam ani grosza i siedze w domu .. Bo szukam czegoś lepszego, niż praca w sklepie, po 12 godzin dziennie, świątek, piątek i niedziela ..
    Wiesz co najbardziej boli, że np księgowa na podkarpaciu, z doświadczeniem .. zarabia 1317 brutto, chyba kogoś czysto po polsku mówiąc .. popierdoliło ..
    Ale taki czasy i takie państwo, na stołkach siedzą osoby, które albo skończyły szkoły średnie, zawodówki i to wszystko, ale swoich pracowników na studia wysyłaja, po to dzisiaj nie wypada być na po zawodówce przecież, a sami mają wszystko w dupie.. I taki oto delikwent, nie pójdzie na wcześniejszą emeryturę, no bo po co .. przecież co on w domu będzie robił, na dodatek za mniej kasy .. Masakra .. Są też tacy, co dzwonią do Ciebie po 3 miesiącach, np wczoraj byłam na rozmowie w firmie do której CV wysłałam UWAGA – 13 marca .. ehh zycie 🙂
    Co poza tym .. poza tym, bylo by zupełnie inaczej, gdyby młodzi ludzie, po studiach nie zgodzili sie pracować za 1317 brutto .. wtedy pracodawcy musieli by wyskoczyć z płacą .. np na 1500 brutto, a swoja drogą, śmieszna sprawa jak pytają o zarobki, nie wiadomo ile powiedzieć, powiesz 1500 za mało a 2000 znowu za dużo 😀
    Aha .. zapomniałabym wspomnieć, w sklepie typu FRAC, CARREFOUR też nas nie chcą przyjmować, bo mamy za wysokie kwalifikacje .. LOL
    I jak by ktoś pytał .. zdaje sobie sprawę z tego ile dzisiaj kosztuje pracownik, ale .. czy to zmienia fakt, że mają nas traktować jak idiotów, debili i pacanów ? Za co ?
    Ludzie ludziom zgotowali ten los ..

  5. Co racja to racja, zapraszam na portal inwestycjawkadry.pl i szkolenia z 6.1.1 POKL 😛 Pozdrawiam, koordynator projektu… uff 8.1.1 ale dla +45 w Łodzi 🙂

  6. @koval:
    „Skuteczność tychże osób zapewne nie liczy się w litrach wypitej kawy i ilości zjedzonych ciastek.” – to odczytałem jako ironię :p Mylisz się. Tak się składa, że dość dobrze znam realia pracy w tym urzędzie i jakiś czas temu był taki za przeproszeniem zapierdol, że nie dało się wyjść nawet na kawę, czy do toalety; nie wspominając już o tym, że codzienne nadgodziny przez ok. 3 tygodnie były czymś normalnym. Naturalnie nie za jakieś zajebiste pieniądze, a za najniższą możliwą pensję (kilkunastoletni staż pracy). Tyczy się to działów związanych z zatrudnieniem osób, a nie jakimś tam sekretariatem, czy archiwum – tam może i faktycznie wpieprzają ciastka. Nie wiem jak wygląda sprawa z doradcami. Inna sprawa, że jest ich najwyżej dwóch,czy tam trzech. UP to tak naprawdę jedna z możliwości dla poszukujących pracy – urzędnicy nie wyciągną ofert z kapelusza, jeśli pracodawcy ich nie złożą.

    A problem z magistrami jest taki, że jest ich od groma (bo szkolnictwo wyższe się spopularyzowało), a dodatkowo część z nich myśli, że za samo posiadanie mgr pracodawcy wbiją do nich drzwiami i oknami, proponując na start 2000 zł. netto. Mój kuzyn który lada dzień będzie mgr (a wcześniej inż) stwierdził, że pójdzie na staż (740zł netto na miesiąc ;]), w międzyczasie robiąc uprawnienia i dopiero wtedy może myśleć o szukaniu pracy. Praca sama człowieka nie znajdzie, trzeba wtykać się wszędzie „na chama”, zostawiać CV etc.

  7. @anonim „urzędnicy nie wyciągną ofert z kapelusza, jeśli pracodawcy ich nie złożą” z tym się oczywiście zgodzę… masz dużo racji. na dzień dzisiejszy nie szukam, ale dostrzegam problem. I to bardzo duży. Problem znam z autopsji, bo P. szukała, i jest bardzo mało konkretnych ofert. natomiast pełno dla naiwnych typu „załatw nam sprzedaż a my ci damy prowizje”. W Polsce rynek pracy jest płytki i daje mało alternatyw dla osób poszukujących pracy. Jedną z nich jest założenie własnej firmy… Albo godzenie się na jakieś „psie pieniądze”. Z pewnością będą jaja jak zacznę na ten temat poważniej myśleć. Wtedy na pewno pojawi się seria kolejnych wpisów.

  8. a i jeszcze jedna sprawa… nadal postrzegam za swój atut to, iż ukończyłem studia wyższe [lic + mgr uzupełniające] jako student stacjonarny / dzienny… już kilkukrotnie spotkałem się z sytuacją w której osoby były zdziwione, że robie mgr dziennie. Więc siłą rzeczy można spokojnie tym się „chwalić”. Bo magistrów i bachelor’ów zaocznych jest od groma!!!

  9. „Anonim” to ja, tylko zapomniałem podpisu.

    W kwestii wyższości studiów stacjonarnych nad zaocznymi pracodawcy sami nie wiedzą czego chcą. Z jednej strony czytam, że st. stacjonarne to więcej czasu poświęconego na naukę i w ogóle lepiej, a z drugiej strony, że stacjonarni to tylko piją i nic nie robią w przeciwieństwie do zaocznych którzy potrafią perfekcyjnie zorganizować swój czas między pracę, dom i szkołę. BTW: Gdybym sam miał robić mgr, to wolałbym dziennie.

    Dziś trzeba do pracodawców wbijać „na chama” – zostawiając swoje CV u jakiejś szyszki (bo kadry to zgubią prędzej czy później), a najlepiej starać się załapać na rozmowę z prezesem, dyrektorem, czy chociaż kierownikiem. No i najlepiej wybrać się na miasto i popytać w konkretnych firmach o pracę, bo do UP często oferty nie trafiają, a portale 101 czy ecentrum są dobre jeśli ktoś jest zainteresowany tesco albo zbieraniem wiśni (np licealiści/gimnazjaliści) 😉

Skomentuj.